Bernard Bernard
136
BLOG

Krew w piach – o Afganistanie

Bernard Bernard Polityka Obserwuj notkę 6

Czerwiec jest najkrwawszym miesiącem w dziejach polskiej obecności wojskowej w Afganistanie. Zginęło trzech polskich żołnierzy, wielu zostało rannych, atakowane są już nie tylko polskie patrole, lecz nawet polska baza... W 2008 roku Platforma Obywatelska przeforsowała wycofanie polskich żołnierzy z Iraku. Jednocześnie zwiększono polski kontyngent w Afganistanie. Polacy przejęli pełną odpowiedzialność za prowincję Ghazni. Była to decyzja nieodpowiedzialna. Pisałem o tym w listopadzie 2008. Po dwóch latach okazuje się, że niestety miałem rację.
 

 

Tak to się zaczęło


O wprowadzeniu polskich żołnierzy do Afganistanu zadecydował Aleksander Kwaśniewski na wniosek ówczesnego premiera, a dzisiejszego stronnika Grzegorza Napieralskiego Leszka Millera. A był listopad 2002 roku. Ministrem obrony narodowej był śp. p. Jerzy Szmajdziński. Liczebnośc polskiego kontyngentu była stopniowo zwiększana - zarówno za czasów rządów SLD, jak i PiS i PO. Problem liczebności oddziałów stał się szczególnie palący po przejęciu prowincji Ghazni. Miało to miejsce w 2008 roku. Wówczas to rząd Platformy Obywatelskiej zdecydował o wycofaniu polskich żołnierzy z Iraku i zwiększeniu kontyngentu w Afganistanie oraz o przejęciu pełnej odpowiedzialności za całą prowincję Ghazni. Premierem był wówczas Donald Tuska, ministrem obrony Bogdan Klich, a marszałkiem sejmu Bronisław Komorowski. Konsekwencje tej nieodpowiedzialnej, wręcz głupiej decyzji o przejęciu Ghazni odczuwamy do dziś, a w czasie wyborczym w sposób szczególny.

 

Bierzemy Ghazni


Minister Klich na początku 2008 roku, gdy ważyły się losy przejęcia afgańskiej prowincji był tego gorącym zwolennikiem. Zapowiadał też zwiększenie liczebności kontyngentu z 1200 żołnierzy do 1600 (obecnie ponad 2500 żołnierzy). Jerzy Szmajdziński ogłaszał, że utworzenie polskiej strefy w Afganistanie jest dobrym, choć spóźnionym pomysłem.


W listopadzie 2008 gdy słowo stawało się ciałem pisałem o tym tak:

Polska zwiększa swoja obecność w Afganistanie, w kraju w którym trwa regularna wojna, bardziej okrutna i bardziej niebezpieczna niż w Iraku. Przerzucamy dodatkowe kontyngenty do tego kraju i przejmujemy odpowiedzialność za jedną z prowincji. O ile ześrodkowanie wojska w jednym miejscu ma jeszcze sens o tyle przejęcie pełnej odpowiedzialności za frontową prowincję oznacza rosnące kłopoty. Narazi to Polaków na walkę nie tylko z oddziałami Talibów, ale również na konflikty z miejscową ludnością trudniącą się wytwarzaniem i przerzutem narkotyków. Narazi też Polskę na dodatkowe koszty odbudowy szkół, szpitali i infrastruktury, które to działania są oczekiwane przez miejscową ludność, a których koszty po przejęciu prowincji Polska będzie zapewne musiała pokrywać z własnej kieszeni.

Tak więc rząd Donalda Tuska zamienił potencjalnie zasobny i bogaty kraj jakim jest Irak, kraj w którym ruszają inwestycje infrastrukturalne, w przemyśle naftowym, telekomunikacji, drogownictwie itd., kraj w którym postępuje stabilizacja, kraj w którym jest coraz bezpieczniej. Zamienił kraj z bogatą historią i kulturą, perłę islamu, kraj baśni 1001 i jednej nocy na kraj, właśnie czy w ogóle można mówić o kraju? Na terytorium dzikie i prymitywne w którym toczy się regularna brutalna wojna. W którym nie ma bogactw, przemysłu, kultury, w którym jedynym skarbem narodowym są pola maku. Przejmując pełną odpowiedzialność za jedną z frontowych prowincji narażamy żołnierzy na krwawe walki, a budżet Polski na rosnące wydatki (zarówno na utrzymanie wojska jak i na odbudowę infrastruktury, jak też na przekupywanie miejscowych kacyków). W zamian poza chwałą oręża nie ma perspektyw w zasadzie na żadne korzyści.

Premierze Donaldzie Tusku - po jaka cholerę zamieniliście Irak na Afganistan? Gdzie sens i logika? Po co było wycofywać się z Iraku by zwiększać obecność w Afganistanie?
 

 

Nowa? strategia Baracka Obamy

 

W 2009 gdy stało się jasne, że strategia Stanów Zjednoczonych pod przywództwem Baracka Obamy będzie się zmieniać (przewidywano nawet ewakuację wojsk amerykańskich w ciągu dwóch lat) opracowany został dokument "Kierunki dalszego zaangażowania Polski w Afganistanie", w myśl którego polskie wojsko ma opuścić Afganistan do roku 2013. Dzisiejsze, jakoby rewolucyjne, wypowiedzi Komorowskiego nie są więc wcale takie rewolucyjne, a przynajmniej dla osób śledzących afgańskie historie.

W maju 2009 roku szef BBN Aleksander Szczygło wypowiedział się krytycznie o decyzji o przejęciu Ghazni: - Założenie jesienią ubiegłego roku, że bierzemy odpowiedzialność za prowincję było błędne. Wszyscy wiedzieli, że jeśli się weźmie odpowiedzialność za jakiś obszar, to będzie trzeba tę odpowiedzialność ponosić w stu procentach, nikt z zewnątrz nam nie pomoże w utrzymaniu pewnego poziomu bezpieczeństwa w "naszej" prowincji - powiedział Szczygło.

Jego zdaniem lepsze było poprzednie rozwiązanie, gdy polscy żołnierze uczestniczyli w misji ISAF w ramach sił amerykańskich i to Amerykanie ponosili główny ciężar zapewnienia bezpieczeństwa.

W ocenie szefa BBN Polska poradzi sobie w Ghazni pod warunkiem, że będzie zwiększała kontyngent. - Im bliżej wyborów prezydenckich i lokalnych, tym więcej działań ze strony talibów, a co za tym idzie, będzie potrzebne zwiększenie polskiego kontyngentu. Nie sądzę, by o to chodziło ministrowi Klichowi w ubiegłym roku, gdy podejmował decyzję, że będziemy mieli własną prowincję - powiedział.
 

 

Szczygło miał rację

 

Dziś jest oczywiste, że Aleksander Szczygło miał rację. W 2008 roku nie trzeba było być wybitnym analitykiem by przewidzieć skutki nieodpowiedzialnych decyzji Tuska i Klicha, o czym świadczy mój tekst.

Przejęcie prowincji oznacza przejęcie pełnej odpowiedzialności i zapewnienie wojskowego panowania w terenie i stosownego wsparcia z powietrza.  Dwa tysiące żołnierzy z okładem z takim sprzętem jaki dzięki własnemu wysiłkowi i pomocy Amerykanów  dysponują polscy żołnierze i z takim lotnictwem jakie byliśmy w stanie przebazować do Afganistanu nie jest w stanie spełnić tych zadań. Warto też wspomnieć o zaopatrzeniu i wyposażeniu baz polskich i amerykańskich, o komforcie życia żołnierzy, jakości wyżywienia itd.

Gen Waldemar Skrzypczak ówczesny dowódca wojsk lądowych sierpień 2009: „- Gdyby wojsko miało bezzałogowe samoloty rozpoznawcze i dobrze uzbrojone śmigłowce, kpt. Daniel Ambroziński mógłby żyć - mówi Skrzypczak. I dodaje, że o ten sprzęt armia walczy od ponad dwóch lat, ale dowódców nikt nie słucha. "Prosimy o broń, a wszystko tonie w procedurach. Decydują urzędnicy, którzy front widzieli w filmie +9 kompania+".”

Wdowa Natalia Ambrozińska sierpień 2009 Kobieta mówi też, że polscy żołnierze zanim wyjadą na misję muszą sami zaopatrzyć się w bardzo drogie wyposażenie. Polskim oddziałom brakuje bowiem wszystkiego, nawet jedzenia.”

Że nie jesteśmy sami poradzić sobie w Ghazni świadczy to, że nasz kontyngent musiał zostać wzmocniony przez Amerykanów. W marcu zapadła decyzja, w sierpniu tysiącosobowy batalion 101 Dywizji Powietrznodesantowej przejmie w praktyce część prowincji.
 

 

Wybory


Dziś polska krew wsiąkająca w afgański piach jest wykorzystywana przez Bronisława Komorowskiego, który zresztą nie mówi tak naprawdę nic więcej niż opracowana w 2009 roku strategia. Talibowie nie są wcale tak zacofani jak się wydaje polskiej opinii publicznej, używają internetu, śledzą wydarzenia w krajach których oddziały stacjonują w Afganistanie. Daleki jestem od wyciągania wniosków że to żałosna kakofonia w wykonaniu Komorowskiego, Kozieja i Cieniucha przyczyniła się do zwiększenia zagrożenia naszych oddziałów, ale statystyki są jednoznaczne. Czerwiec jest najbardziej krwawym miesiącem w historii naszego kontyngentu. Nawet jeżeli wypowiedzi Komorowskiego są skutkiem, a nie przyczyną afgańskich wydarzeń, to takie postępowanie jest skrajnie nieodpowiedzialne, cyniczne i głupie. Czyżby żądza władzy zaślepiała? Odnosi się to również do Grzegorza Napieralskiego, który szybko zapomniał z jakiego pnia wyrasta, kto wojska do Afganistanu wprowadzał, a przejęcie prowincji popierał.

Praprzyczyną obecnego stanu rzeczy - konieczności nieustannego zwiększania liczebności oddziałów jest decyzja o przejęciu Ghazni. Tymczasem premier milczy na ten temat, a minister Bogdan Klich jest wręcz zadowolony z ówczesnej decyzji.
 

Nic się nie stało...


Na pytanie czy decyzja o przejęciu Ghazni była słuszna Bogdan Klich odpowiedział:

-Jak najbardziej, była uzasadniona względami wojskowymi. I każdy kto choć odrobinę zna się na taktyce wie o tym że lepiej mieć siły skoncentrowane w jednym miejscu, a nie w pięciu różnych prowincjach. I była uzasadniona względami politycznymi, a rzeczywistość to potwierdziła. Dzięki niej mamy w tej chwili znacznie lepszą pozycję w NATO [...]

-Ale wtedy mieliśmy wsparcie Amerykanów, militarne.

-I teraz mamy jeszcze większe. Nic nie zmieniło się jeśli chodzi o sposób finansowania przez Amerykanów, finansują ją w dalszym ciągu na wysokim poziomie, a sprzęt którym w tej chwili dysponuje nasz kontyngent jest nieporównywalnie lepszy i bardziej zaawansowany technicznie, aniżeli ten który był wtedy do dyspozycji. I przypomnę, że częściowo jest to sprzęt który udostępniają nam Amerykanie.

Ale trwa kampania, krew żołnierzy potaniała...

 

Minister Klich o Ghazni z 2008 roku.


Premier o Ghazni milczy
.


 

Obiecanki Donalda Tuska - zamiana Iraku na Afganistan
Polska strefa w Afganistanie?
Szczygło: Przejęcie prowincji Ghazni było błędem
Dowódca Wojsk Lądowych oskarża biurokratów. "Czara się przelała"
Wdowa po kpt. Ambrozińskim: Żołnierzom w Afganistanie brakuje broni i jedzenia
Ameryka daje nam żołnierzy 

Bernard
O mnie Bernard

Niezośna lekkość wolności słowa rezerwowa: http://www.wolnoscslowa.blogspot.com/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka